sobota, 4 października 2014

Prolog

     Nie zawsze to, czego chcemy i to, czego pragniemy, idzie ze sobą w parze.
     Luna, narodzona w czasach Wielkiego Pokoju, nie znała wojny, lejącej się krwi, czy orszaków żałobników za czarnymi trumnami, w których na wieki spoczęli mężczyźni walczący w imię ojczyzny.
     Znała za to politykę. Niekończącą się grę słów, którą powszechnie nazywano negocjacjami. Godziny układania pism, w których sprawnie ukryto luki, sprzyjające rodzimej stronie, jak także wyszukiwanie takowych w traktatach przychodzących. Dyskusje, sprzeczki, obrady. Świat, który znała od dziecka, był światem wojny słownej, a ona nade wszystko chciała pokoju.
     Pewnego dnia, kilka tygodni przed jej siedemnastymi urodzinami, marzenie się spełniło. Nadszedł czas prawdziwego rozejmu, na równych zasadach. To, co dla innych stało się wyzwoleniem, dla niej okazało się być pułapką.

***

     Po raz ostatni przejrzała się w lustrze, upewniając nie tylko siebie, ale i zgromadzone wokół służące, że wygląda tak, jak należy. Albo tak, jak należało, aby wyglądała.
     Owita w dziewiczy róż, sprawiała wrażenie delikatnej i kruchej. Idealnie wyprostowana, z wysoko uniesioną głową, dodawała swojej postaci powagi, która wzbudzała respekt otoczenia. Była pełna sprzeczności, nieprzewidywalna i gotowa na spotkanie z Sarijczykami, których zachowanie wciąż pozostawało dla niej niewiadomą. Może zmierzała właśnie w śmiertelną pułapkę, nawet o tym nie wiedząc.
     Z gracją sięgnęła po leżący z boku kapelusz i założyła go na głowę. Miał szerokie rondo, idealnie zaokrąglone. Całość współgrała z powłóczystą suknią i przygotowaną wcześniej chustą, która czekała tylko na odpowiedni moment, by ją założyć. Nie wypadało bowiem, by wysoko urodzona kobieta, pokazywała się publicznie z odsłoniętą twarzą. Dotyczyło to zarówno panienek, mężatek, jak i starych dam, których status odzwierciedlała grubość szala. Czym cieńszy, tym niższa pozycja w społeczeństwie szlacheckim.
     Po nałożeniu chusty, twarz Luny była ledwie widoczna, a powietrze, które z trudem przedostawało się przez mocno splecione warstwy jedwabiu, stawało się jedynym marzeniem młodej królewny. Dlatego zwlekano z jej założeniem jak najdłużej.
     Sygnałem dla służących stały się bębny, które po raz ostatni miały rozbrzmieć wojenną melodią, ku czci poległych. Luna stanęła pośrodku komnaty i rozłożyła ręce na boki. Po chwili poczuła na przedramionach muśnięcie materiału, a świat przesłonił się różową poświatą. W duchu dziękowała osobie, która - setki lat przed jej narodzinami - wymyśliła, by chusty nie zakładać bezpośrednio na głowę, a dopiero na nałożony kapelusz. Materiał nie łaskotał jej po twarzy, pozwalał na swobodne mówienie, a skóra głowy nie pociła się w zawrotnym tempie.
     Tak przyozdobiona, wyszła z komnaty i ruszyła w stronę balkonu wizytowego, gdzie pożegnać miała tłum, a następnie wyruszyć w drogę do granicy. Nie bała się jednak ani podróży, ani spotkania z nowym narzeczonym. Bała się konfrontacji z własnymi poddanymi, wśród których znajdowali się i zwolennicy sojuszu, i jego przeciwnicy. Ci drudzy byli zdecydowanie liczniejszą grupą, na szczęście mniej znaczącą w głosie państwa.
      Luna wzięła głęboki wdech i już miała wyjść na korytarz główny, za którym czekali na nią rodzice, gdy ktoś mocno złapał ją za ramię. Odwróciła się i ujrzała swoją ciotkę, Lady Caro. Nie pełniła ona na zamku ważniejszej funkcji od kiedy jej mąż wyruszył do Sari, by stać się tam dowódcą oddziałów królewskich. W zamian generałem ich wojsk głównych, został wybrany przez cara Damina wojownik. Miało to zapobiec wzajennym najazdom.
     Kobieta zbliżała się już do wieku pięćdziesięciu lat, ale wewnątrz niej skrywała się młoda i energetyczna osoba. Mimo wielu przejść, była ufnie nastawiona do innych ludzi, nie oceniała ich też po kilku minutach znajomości, dając szansę na podbudowanie się w jej oczach. Może dlatego Lady Caro, przybyła do państwa z ubogiej mieściny śródziemnomorskiej, nigdy nie dała namówić się na zakrywanie twarzy chustą - w ten sposób pokazywała swoje przywiązanie do własnych tradycji.
     Luna podziwiała ją i szanowała. Ciotka była dla niej większym przykładem niż rodzona matka. Dzieliły też razem więcej sekretów i nieprzespanych przy księgach nocy, znały wszystkie swoje sekrety i dzieliły się nawet najskrytszymi przemyśleniami. Były dla siebie bardzo bliskie, a lepszy od ciotki był dla Luny tylko ojciec.
     Kobiety łączył też podobny wygląd - obie miały długie, czarne włosy, smukłe sylwetki i wysoki, jak na standardy, wzrost. Twarze o wysokich kościach policzkowych, lekko pociągłe z kwadratowymi podbródkami o zaokrąglonych brzegach. Lunę wyróżniała idealnie biała cera i hipnotyczne oczy o zielonym odcieniu, które często podkreślała czarną farbą.
     - Luno - Lady Caro odezwała się po chwili, ogarniając postać dziewczyny uważnym spojrzeniem. Nie chciała ukłonów, sama z resztą nikomu ich nie dawała, więc stały tylko naprzeciwko siebie, czekając na kolejne słowa.
     - Co się stało? - spytała w końcu księżniczka, pewna, że ciotka nie dokończy rozpoczętej wypowiedzi.
     - Uważaj na siebie. Mam złe przeczucia, a przez lata nauczyłam się w nie wierzyć. - Kobieta zacisnęła mocno usta, jak zawsze, gdy się denerwowała i wcisnęła w ręce podopiecznej długą szpilę o ostrym końcu, zapakowaną w prześwitujący woreczek. - Może ci się to przydać, dziecino. A teraz chodźmy, twój ojciec się już pewnie niecierpliwi.
     Luna jeszcze raz popatrzyła na mosiężne drzwi. Za nimi czekali nie tylko rodzice i najważniejsi urzędnicy. Był tam też ON, jak zwykła nazywać go w swoich myślach. Było tam wszystko, co sprawiało, że chciała uciec. Jej nowe życie, które wcale jej nie zachęcało.
     Wyjęła szpikulec z opakowania, zdjęcia chustę, kapelusz i wbiła ozdobę we włosy, uważając by się nie skaleczyć. Odczekała aż służba znów pomoże jej  osłonić się materiałem i dała długo wyczekiwany przez zebranych sygnał.
     Księżniczka, przyszła Córa Dwóch Światów, przybyła.

__________
Hej, wszystkim!
Oto prolog, miał być trzy dni temu, ale trochę się nie wyrobiłam.
Jak zwykle prolog wyszedł mi tak, że nawet mi samej nie chce się tego czytać, ale zapewniam Was, że kolejny wpis będzie lepszy.
Po prostu bardzo nie lubię początków.
Zachęcam do komentowania, to daje kopa do dalszego pisania :-)
Wasza Soie

JEŚLI POD POSTEM NIE MA OKIENKA KOMENTARZY, TO ZNACZY, ŻE PRZESUNĘŁO SIĘ TROCHĘ DO GÓRY :-)